Kuchnia Generałowej. Cz. II. Mina kwaśna jak gruszki w occie
Święta z kwaśną miną, męczenniczka stanu małżeńskiego i surowa admiratorka perfekcji duchowej, intelektualnej i praktycznej. Taki wizerunek Jadwigi Zamoyskiej przeszedł do stereotypu, który wyznacza sposób postrzegania twórczyni Szkoły Domowej Pracy Kobiet i kandydatki na ołtarze. Generałowej jednak daleko było do stereotypu – wymykała się normom zarówno swej epoki, jak i stanu. Nie była seryjną przedstawicielką ówczesnej arystokracji w takim samym stopniu, jak gruszki w occie nie są klasyczną kwaśną marynatą.
O tym, jak bardzo Jadwiga Zamoyska daleka jest od kostycznego wizerunku, który utrwalił jeden z jej portretów, w kolejnym odcinku „Kuchni Generałowej” opowiadać będzie dr Edyta Bątkiewicz-Szymanowska z PAN Biblioteki Kórnickiej. Współautorka opracowania do dwóch tomów wspomnień Generałowej, stworzonego wraz z prof. Magdaleną Biniaś-Szkopek, na co dzień obcuje z korespondencją Jadwigi Zamoyskiej. Dzięki temu ma możliwość obserwowania jej najbardziej intymnych relacji – z matką i mężem, w oparciu o teksty tworzone na bieżąco, często w pośpiechu, który odzierał je z kostiumu epistolograficznej konwencji.
Z korespondencji tej wyłania się obraz daleki od potocznych wyobrażeń, w zgodzie z którymi przyjęło się postrzegać i opisywać córkę Tytusa Działyńskiego. Wieść gminna (i uwagi turystów zwiedzających kórnicki Zamek) wskazują często na kwaśną minę kobiety, która cierpi, bo wydano ją za podstarzałego wuja, jest chłodna emocjonalnie i niebywale konserwatywna.
Tymczasem Jadwiga wprawdzie nie czuła się stworzona do małżeństwa, swego męża jednak kochała i podziwiała. Sam Generał Władysław Zamoyski był natomiast mężczyzną nie tylko wybitnym, ale i wybitnie przystojnym. Wszelkie mylne przekonania o fizycznej odrazie, jaką miałby budzić w młodej żonie, należy więc włożyć między czcze bajania. Powściągliwość natomiast budziła w niej sama fizyczność, biologiczny wymiar istnienia człowieka. Nie planowała spędzać życia u boku męża i zostawać matką. Ta postawa nie miała nic wspólnego z uchylaniem się od obowiązków kobiety, lecz wiązała się ze szczególnym, własnym ich pojmowaniem. Pracę duchową i intelektualną przedkładała zawsze nad klasyczne niewieście zadania. Stąd początkowa trudność w zaakceptowaniu myśli o małżeństwie. Choć kiedy jednak została żoną i urodziła pierworodnego syna, także Władysława, przyjęła na siebie trudy i uroki macierzyństwa nie tylko z zaangażowaniem, ale i z zachwytem. Jeśli zostawiła małego Władzia pod opieką dziadków Tytusa i Gryzeldy Działyńskich, podążając za mężem do Turcji, gdzie dowodził Polakami w wojnie krymskiej po stronie europejskich sojuszników Imperium Otomańskiego, to dlatego, że czuła się zobowiązana przede wszystkim wywiązywać się z zadań żony. Wbrew usposobieniu wypełniała obowiązki ciążące na towarzyszce życia Generała, który jako jeden z najbliższych współpracowników księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, z jego ramienia kierował polityką zagraniczną Hotelu Lambert. Wbrew obyczajom epoki panującym wśród arystokracji karmiła swoje dzieci piersią. Dzieci, których metody wychowania były częstym tematem listów wymienianych między małżonkami. To było szczęśliwe, pełne wzajemnego szacunku i głębokiej miłości małżeństwo. Matkę Jadwigi, znającą doskonale własną córkę i ukochanego, podziwianego brata podejrzewać można o niezwykłą przenikliwość. Znając i kochając tych oboje jak nikt inny, wiedziała zapewne, że ze względu na specyfikę ich charakterów i wyznawanych wartości stanowią dla siebie najlepsze, jeśli nie – jedyne możliwe, partie. Generał Władysław Zamoyski nie mógłby się ożenić z „pierwszą lepszą” (choćby z najznamienitszego rodu) arystokratką, która nie byłaby w stanie zrozumieć jego oddania sprawom ojczyzny i wiary, pojmowanym jako jedno, spojone w całość zadanie. Jadwiga także nie mogłaby zostać żoną przeciętnego arystokraty równego jej pochodzeniem. Nie złożyłaby siebie w ofierze na żadnej imitacji ołtarza. Będąc oddaną żoną człowieka służącego Bogu i Ojczyźnie, widziała głęboki sens zadań małżeńskich, z którymi wcześniej się nie identyfikowała. Pozostając żoną konserwatysty, wcale nie miała jednak konserwatywnych przekonań. Była raczej emancypantką o stałych wartościach, z mocą wierzącą w sens wychowania opartego na katechizmie i jednocześnie przekonaną o konieczności podążania z duchem czasu. Nie była zwolenniczką bronienia zastanego obrazu świata, lecz obserwowania zmian społecznych, co więcej – czasem nawet generowania ich, przy jednoczesnym zachowaniu stałego zestawu nienaruszalnych wartości. Zamężna feministka (w szczególnym znaczeniu tego słowa) z katechizmem w dłoni – wyprzedziła swą epokę. Arystokratka skłonna do życia w świecie idei, stworzyła szkołę przygotowującą dziewczęta wszystkich stanów, także te najuboższe, do bardzo praktycznego życia. Dziewczyna niechętna do macierzyństwa została matką czworga dzieci, z wychowania tych, które dotrwały lat dorosłych, czyniąc największe dzieło swego życia.
Jadwiga Zamoyska była jak gruszki w occie – skromna, ale wykwintna, pełna sprzeczności, a jednak doskonała. Spod jej pełnej powagi twarzy wyziera dusza naznaczona, przynajmniej w latach dzieciństwa i wczesnej młodości, pewnym rysem „Ani z Zielonego Wzgórza” zanurzonej w realia dziewiętnastowiecznej, podległej zaborcom, Polski i życia arystokratycznego rodu z wielkimi tradycjami. Prawdomówność, uczciwość, szczerość i wysokie wymagania stawiane samej sobie – swego rodzaju duchowy maksymalizm, nabierały niekiedy w zestawieniu z praktycznymi realiami życia tego właśnie wymiaru: dziewczyny o pięknej, wrażliwej duszy, która mierzy się z trudnym światem i tę wrodzoną wrażliwość ciosa i przystosowuje do wartości i potrzeb, które uważa za słuszne.
Prawdziwe oblicze Generałowej próbujemy wydobyć z ram portretu wspólnie z dr Edytą Bątkiewicz-Szymanowską w najnowszym odcinku podcastu realizowanego ze środków Fundacji Zakłady Kórnickie. A ponieważ – zasadniczo – jest to „podcast kulinarny z historią w tle”, nie zabraknie w nim receptur zaczerpniętych z podręczników służących edukacji dziewcząt w Szkole Domowej Pracy Kobiet. Wydawcą tych książek i dysponentem praw do nich jest Biblioteka Kórnicka, dzięki której życzliwości „Kuchnia Generałowej” może dzielić się z Państwem sprawdzonymi recepturami kulinarnymi prosto z „kuźni perfekcyjnych pań domu” stworzonej przez bohaterkę tego artykułu. Tym razem będą to przepisy na marynaty w occie, których przedsmak i jednocześnie kwintesencję stanowią gruszki w occie.
Audycji słuchać można w serwisie YouTube, na Spotify i innych platformach z podcastami. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę nazwę „Kuchnia Generałowej”.
Gruszki w occie
Proporcya. Na 2 kg gruszek 1 litr wody, 500 gr. Cukru, ½ szklanki mocnego octu.
Gruszki obrać, pokrajać na 6 lub 8 części, wyjąc pestki i wrzucać do wody z octem, aby nie zczerniały (pisownia oryginalna). Następnie wrzucić je do gotującego ulepu i gotować do miękkości, poczem przelać do kamiennego garnka lub słoika, a gdy dobrze przestygną, zakryć podwójnym papierem i szczelnie zawiązać.
Danuta Podolak
Fundacja Zakłady Kórnickie